Bielany wiosną

    Można pochodzić. Ok. 150 ha lasu w mieście, w większości o statusie rezerwatu. Siedlisko saren i dzików. Nie rzucają się wprawdzie w oczy, ale świadomość, że gdzieś nieopodal są, potwierdza fakt bycia w lesie. Na pierwszy rzut oka widać, że to rezerwat. Z pełnymi konsekwencjami zalegających pokotem drzew i gałęzi. Stan drzewostanu niestety jest zły. Uciążliwe dla lasu otoczenie aglomeracji miejskiej wywiera negatywny wpływ na przyrodę. Prawdziwy cud, że jest jeszcze tak jak jest i można wędrować ostępami leśnymi momentami sprawiającymi wrażenie pierwotnej puszczy. Szkoda jednak, że bezpowrotnie ginie wiele gatunków drzew i tradycyjnej roślinności. Z licznych, mało sensownych działań człowieka można wymienić  zmianę koryta rzeki Rudawka. W efekcie zakłócono równowagę ekosystemu i spowodowano wymieranie drzew oraz zmianę charakteru roślinności. Nie pomaga także ruchliwa ulica Dewajtis, którą jeżdżą w obie strony liczne pojazdy samochodowe. Dziwne wrażenie wywiera ciągnący się wzdłuż ulicy potężny, wybrukowany chodnik. Niedawno ukończony, nie pasuje do naturalnego otoczenia. Zaprzecza podejmowanym staraniom o przetrwanie i możliwość rekultywacji lasu na tyle, na ile w warunkach otaczającego miasta jest to możliwe. Wszystkie jednak kontrowersyjne działania i stany rzeczy nie umniejszają uroku tego miejsca. Szczególnie pięknie jest właśnie o tej porze, w okresie widocznej, budzącej się do życia, ale jeszcze nie rozwiniętej przyrody. Krążąc po lesie odczuwamy liczne kontrasty wobec miejskiej rzeczywistości, która czai się dosłownie tuż za rogiem, pragnąc wedrzeć się za wszelką cenę w jego otulinę. Można wysiąść z autobusu, z metra albo zwieńczyć krótki spacer i znaleźć się w innym świecie. Odczuwalny zwiewny, ulotny zapach wiosny. Delikatna, świeża zieleń wśród ciemnych barw zbutwiałych pni i powalonych gałęzi. Jeszcze nie przesycona, ledwie zawiązująca się, dopiero co wyzwolona, zuchwale walcząca o swoje, zachwycająca. Gdzieniegdzie kępy kwiatostanów leśnej roślinności. Biel, żółcie, fiolet. Rozbłyskają w świetle przebijających się słonecznych promieni bądź stłamszone wiecznym półmrokiem leśnej gęstwiny. W powszedni dzień mało ludzi. Najczęściej biegający. Więcej osób przebywa w Lasku Lindego, rozprzestrzenionego po drugiej stronie ulicy Marymonckiej. Tutaj jednak zdecydowanie mniejszy teren oraz wkoło pełno zurbanizowanej przestrzeni i osiedli miejskich. Oddzielający od szpitala mur malowniczo zagospodarowany. Murale trafiło do lasu. Z pożytkiem, ponieważ w stanie natury, sam w sobie, był to typowy przykład topornej brzydoty.

P.S. Niebawem pojawią się odpowiednie galerie zdjęć.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Blue Captcha Image Refresh

*