Filharmonia kolędowa

Tradycja. Element kultury. Instytucjonalny i osobisty. Integrator. Jak go nie ma, całość społeczna nie działa. Każda nacja ma swoje sacrum. Wszystko się może walić. Dookoła same nieszczęścia i niepowodzenia. Ale jest coś ponadto. Jest taki czas, że w najtrudniejszych momentach życia pojawia się gwiazdka. W Polsce odczuwamy magię Świąt. Wszyscy się krzątają. Sprzątają. Przygotowują. Wytwarzają potrawy. Kupują prezenty. Stroją choinki. Słuchają kolędy. Niezniszczalna siła tradycji. Dopóki trawa, dopóty dane społeczeństwo jest tym społeczeństwem. Brak tożsamości z tradycją unicestwia. Kod kulturowy to swoista symbolika odniesienia do wspólnych wartości, do kanonu, który łączy i identyfikuje.

Jak co roku Chór Filharmonii Narodowej śpiewa kolędy. Zawsze jest coś nowego, ale jest też zestaw stały. Kolędy polskie, ale i zagraniczne. Jak zawsze dyryguje Henryk Wojnarowski. Na organach niesamowite preludia i interludia organowe w wykonaniu Henryka Gembalskiego. Wśród dziesiątki solistów -także Litwinka i Tajka. Koncert trwa bez przerwy. Dyrygent przestrzega dyscypliny i ucisza publiczność, która nieopatrznie klaszcze po każdym występie. Wszystko działa w myśl procedury. Koniec koncertu – indywidualny aplauz dla każdego solisty. Potem bis – tym razem kolęda – super przebój Johna Ruttera. Rzut oka w prawo – bardzo młoda, stała bywalczyni koncertów kolędowych. Jak pamiętam, to gdzieś od dwudziestu lat. Promienna jasność na obliczu. Niezafałszowane zadowolenie. Widać i czuć, że w duszy śpiewa, a palcami odgrywa każdą nutę. Realizacja szczęścia ma swoje rozmaite wymiary, postacie, formy. Chodząc do Filharmonii łatwiej zrozumieć, dlaczego muzyka łagodzi obyczaje. Także integruje. Tradycyjnie, jak co roku, Chór Filharmonii składa publiczności życzenia, a następnie Henryk Wojnarowski odwraca się i dyryguje publicznością, która wraz z Chórem śpiewa „Wśród nocnej ciszy”. Nic się od lat nie zmienia. Zdaje się, że ta forma duchowego przygotowania do Świąt jest odpowiednia. Jak ktoś lubi, to po koncercie można wpaść do Wedla na czekoladę. Bardzo smaczna. Raz do roku można sobie pozwolić. Podobno dobrze wpływa na organizm. Także na samopoczucie. Najlepiej dwa w jednym. Najpierw koncert kolędowy, potem czekolada. Żeby wzmocnić duchowe doznania.

P.S. Dla porównania: „Świąteczny nastrój” – wpis z 15 grudnia 2013r.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Blue Captcha Image Refresh

*