Globalne dylematy

Ostatnie dwa stulecia. Może nieco dłużej. Sukces kapitalizmu. Tryumf cywilizacji Zachodu. Największe  dokonania militarne. Najszybszy postęp technologiczny. Największy przyrost produktu krajowego brutto. W sumie: dominacja. Z czasem jednak pojawiły się rysy. Kryzysy. Stagnacja. Dług. Bezrobocie. W sumie: podcięcie skrzydeł. Spory. Jak z tego wyjść? Rozmaite propozycje. Lewicowe, centrystyczne, prawicowe, anarchistyczne, alter globalistyczne, ekologiczne, etc. Współcześnie najczęściej krążące wokół dwu biegunów.

Pierwszy – trzeba oszczędzać. Spłacać długi. Nie żyć ponad stan. Ukrócić rozrzutność i konsumpcjonizm. Nie drukować pustego pieniądza. Nie liczyć na mannę z nieba ani „rozrzucane pieniądze z helikoptera”. Funkcjonować odpowiedzialnie. Wrócić do równowagi i normalności. Nawet kosztem okresowego spadku PKB. Nie ma wyjścia. Trzeba oszczędzać. Wydatki nie mogą być wyższe od dochodów. Drugi – trzeba poluzować. Wzmóc konsumpcję. Napędzić koniunkturę. Pustym pieniądzem spłacić długi a potem zaciągnąć kolejne. Najpierw państwo pożycza pieniądze od banków, a następnie wykupuje od nich długi. Pieniądz krąży. Dług krąży. Wolumeny rosną. Jest ruch, jest obrót. Coś się dzieje. Pozory ładu. Niech pieniądz wędruje. Niech wszystkim żyje się dostatnio. Niektórym znacznie dostatniej, niż pozostałym. Bez względu na koniunkturę gospodarczą czy kryzys. Ale to taki urok. Niezbędny folklor. Zmienić to trudno. Lepiej, gorzej, ale jakoś to chodzi. Pęka, ale jeszcze się nie rozleciało.

Na pierwszy wariant skazane są kraje, w których nie drukuje się „w razie potrzeby” pieniędzy. Nie można. Nie zezwala własne prawo. Nie pozwolą inni. Nie pozwolą rynki. Mogą odciąć finansowanie. Kto ma pieniądze, wpływa na losy innych krajów. Na mocy konwencji. Współdecydują ich banki centralne. Jak trzeba, drukują. Na pokrycie długów. Na ożywienie gospodarki. To ciągle działa. Reszta krajów dostosowuje się. Nie mają wyjścia. Wolumen pieniądza zgromadzony przez rynki jest tak ogromny, że błyskawicznie zmiażdżą każdego niepokornego. Istotne przekształcenia w globalnym systemie finansowym mogą nastąpić albo wskutek nowej konwencji, zmodyfikowanych zasad bądź poprzez nacisk nowych, wschodzących, globalnych potęg gospodarczych. Drugi wariant preferują te kraje, które mogą „w miarę bezpiecznie” posiłkować się kreacją dodatkowego pieniądza /USA, Euroland, Wlk Brytania, Japonia, Szwajcaria/ oraz „inni liczni” lubujący się w kreowaniu funkcji państwa ponad zdrowy rozsądek i możliwości gospodarcze. W myśl hasła: konsumuj, albo zgiń dominuje zgoda na posiłkowanie się pieniędzmi rozrzucanymi z helikoptera. Zazwyczaj są to kraje, w których o poziomie PKB w przygniatającym stopniu decyduje konsumpcja. Albo takie, gdzie dyscyplina finansów publicznych traktowana jest z przymrużeniem oka.

Czy są jakieś próby, alternatywy wobec dwóch dominujących biegunów myślenia i działania? Zdarzają się. Określmy je jako pragmatyczne bądź eklektyczne. Taki mix. Oszczędzanie poprzez eliminowanie rozrzutności. Zakazanie bezsensownego topienia pieniędzy w błoto. Ograniczanie rozrostu i kosztów funkcjonowania instytucji publicznych, w tym związanych ze sprawowaniem władzy. Uproszczenie i uczynienie czytelnymi przepisów prawa. Likwidacja a przynajmniej istotne ograniczenie szarej strefy gospodarczej – udrożnienie podatkowych strumieni finansowych do budżetu państwa. Inwestowanie, także za pożyczone pieniądze, w sposób przemyślany. Z perspektywą zabezpieczenia przyszłości. Z troską o innowacyjność i efektywność. Z twardą opcją eliminowania inwestowania gdzie popadnie, bez ładu i składu. Z strategicznym planem, konsekwentnie. Nie w imię układu bieżących interesów. Nie dlatego, że jakiś „Dyzio” ma fanaberie. Nie w inwestycje, w które po ich ukończeniu trzeba dopłacać przez długie lata. Z kategorycznym imperatywem nie marnowania zaoszczędzonych środków. Ze świadomością konieczności zwrotu całości długu.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Blue Captcha Image Refresh

*