Będą wybory. W zakładanym czasie, a może przyśpieszone. Najważniejsze, by wzbudziły zainteresowanie i zmobilizowały wyborców do zagłosowania. Im więcej propozycji programowych, tym większa szansa, że każdy znajdzie coś dla siebie, uzna, że dane ugrupowanie polityczne reprezentuje jego interesy. Różne listy wymuszają wysiłek intelektualny i aktywną pracę na rzecz pozyskania klienteli wyborczej. Wybór z wielu możliwości zwiększa konkurencję i jakość wysuwanych propozycji. Na listach znajdują się kandydaci, którzy reprezentują daną linię programową. Nie ma możliwości, że głosując przyczyniam się do wyboru postaci, do której nie mam zaufania i zwyczajnie nie chcę jej widzieć w parlamencie. Niestety, to się zdarza w przypadku tzw. łączenia list. Wybieram listę złożoną np. z trzech czy czterech ugrupowań i wyskakuje z układu – porozumienia obywatel kandydat, którego nie cierpię, nie znoszę, nie lubię. Czy to jest ok? Jaka jest szansa, że trzy – cztery ugrupowania stworzą kompromisowy, ale merytorycznie zwarty i sensowny program? Nie ma takiej możliwości. Ludzie od Sasa do Lasa, odmienne idee programowe. Gdzie logika? Pędzić do wyborów jedynie pod hasłem wygrać za wszelką cenę, “teraz my”? To mylące i bardzo niebezpieczne działanie. Można się oszukać. Lepiej iść pod własnym sztandarem. Tylko, że wymaga to ciężkiej, żmudnej i konsekwentnej pracy. Łatwiej nawoływać wszystkich pod jeden sztandar z wiodącym programowym hasłem – pokonać wroga, czyli aktualnie sprawujących władzę. Jak będzie potem, to się zobaczy. Na szczęście jest odmienne myślenie, swoboda wyboru i w pełni demokratyczne, przejrzyste podejście. Oby tak się stało. Inaczej znowu będzie tak samo tylko w nieco zmodyfikowanej formie. Na szczęście dla wielu obywateli nie jest to opcja, która im odpowiada. Potrzeba różnych list. rzeczywistego wyboru, nowych idei programowych i innych ludzi. W polityce też potrzebne są zmiany.
P.S. Patrz poprzedni wpis: Jedna lista.
Leave a Reply