Początek miesiąca. Tyle się dzieje. Ale czerwiec to piękne dni. Jeśli już wybierać, to Anderszewski w filharmonii. Zwykle sam na wielkiej scenie. Z zauroczoną publicznością sublimującą każdy dźwięk fortepianu. Tym razem jednak z Orkiestrą Filharmonii Narodowej. Gra dwa wielkie koncerty fortepianowe Mozarta. Dodatkowo dyryguje zza fortepianu. Jest jakoś inaczej, niż zwykle. Ale równie pięknie. Delikatny, staranny, perfekcyjny pianista i żywiołowy dyrygent. Niezapomniane dwie godziny fantastycznie pięknej muzyki Mozarta w znakomitym wykonaniu. Jak to dobrze, że istnieje świat sztuki. Pozwala z innej perspektywy, z odpowiedniego dystansu spojrzeć na meandry dnia codziennego, odpocząć od zalewu medialnych informacji, z których większość nie należy ani do pięknych, ani prawdziwych. Zmycie zbędnego pyłu z zamulonej rzeczywistości to niezła recepta na na dalsze funkcjonowanie. Interpretacje i klimat koncertów Anderszewskiego to niedościgniony wzorzec. Zadziwiające, że zawsze panuje cisza “jak makiem zasiał”. Nie słychać licznych chorych – kaszlących, zagrypionych. Nic nikomu podczas koncertu nie upada na podłogę. Nie ma mowy, by chociaż “piknęła” komórka. Wszyscy wiedzą, że Anderszewski to absolutny profesjonalista i perfekcjonista. Wymaga nie tylko od siebie, ale także od publiczności. By nie przeszkadzała i była cicho. Tak rzeczywiście jest. Nie ma najmniejszych zakłóceń. Gra Anderszewski. W tym czasie Filharmonia to prawdziwa świątynia sztuki.
P.S. Patrz wcześniejsze wpisy: Rząd dusz, Anderszewski.
Leave a Reply