Mokro, zimno, wietrznie. Ponuro i okropnie. Aura „średnio” przyjemna. Niekiedy mówi się: brytyjska pogoda. Tymczasem w Londynie 12 stopni, piękne słońce. Gdzie tu logika, gdzie przyzwyczajenia, gdzie tradycyjne postrzeganie świata i jego klimatycznych właściwości. „Winę” trzeba zrzucić na globalizację. Zacierają się różnice, następują przemieszczenia pogodowe. Polskie elektrownie wiatrowe, tak niemiłosiernie podgryzane przez lobby węglowe, wytworzyły mnóstwo prądu, ustaliły swój historyczny rekord. Powiało i wiatraki szybko się kręcą. W lecie nadciągną afrykańskie upały i z zapałem będą pracowały panele słoneczne. Wytworzą tyle energii, że i na powszechną klimatyzację wystarczy. Jak ciepło, to nie ma grzania. Jak nie ma grzania /byle czym/ – to nie ma smogu i zdrowie się poprawia. Jak jeszcze jest silny wiatr, to wszelkie nieczystości przewiewa. To się nazywa kooperacja i solidarność pogodowa. Do tego elektryczne albo wodne pojazdy i może być całkiem znośnie. Wodne pojazdy, bo poprawia nam się bilans wodny. Pada i pada, susza nie zagraża. Woda z nieba leci – można ją wykorzystać. Także jako paliwo. Deszcz to nie manna, chociaż z nieba leci. Trochę pomyśleć i da się do napędu pojazdu wykorzystać.
Pewnie w deszczową, zimną i wietrzną pogodę urodzi się więcej dzieci. Już są symptomy, że demografia się poprawia. Czyli dobrze, że pada. Ożywia się aktywność rodzinna i obywatelska. W czasie deszczu ludzie myślą. Debatują. Działają. Konwersują. Nie próżnują. Pogoda inspiruje. Lokalnie i globalnie. Jest wspólna i wspólnotowa. Trzeba o nią dbać. Pogody nie denerwować. Nie drwić z niej. Serdecznie pod strzechą ją podejmować i za liczne dary dziękować.
Leave a Reply