Modne pojęcie. Ostatnio politycy je nadużywają. Często nie rozumieją, o czym mówią. Rzucają hasło i pędzą. Szkoda, że na oślep. Państwo dobrobytu – klasyczne ujęcie – to państwo o gospodarce rynkowej z silnym interwencjonizmem. Stawia na rozwiązywanie problemów społecznych i likwidowanie nadmiernych nierówności poprzez budowę sprawnie funkcjonujących instytucji. Powszechna, sprawna i efektywna służba zdrowia, wysoki poziom szkolnictwa, opieka nad ludźmi starymi i niepełnosprawnymi, czyste powietrze i środowisko naturalne. To, czego nie może zrobić sama jednostka, organizuje – z pieniędzy obywateli – państwo. Państwo dobrobytu /państwo opiekuńcze/, /welfare state/ – robi w tym zakresie więcej, niż państwo liberalne, które funkcjonuje na innych założeniach. Państwo dobrobytu to nie instytucja rozdawnictwa zgromadzonych przez obywateli środków. To nie organizacja, która za pośrednictwem jakiegoś “klucza” transferuje wspólne środki na wybrane cele “od jednych” do “drugich”. Państwo dobrobytu w klasycznym sensie to nie państwo populistyczne, odsączające się ze wspólnych środków z pominięciem rozbudowy infrastruktury społecznej zabezpieczającej potrzeby wszystkich. Transfery socjalne bez inwestycji niczego nie załatwiają. Są uproszczoną, by nie powiedzieć: prostacką formą kierowania państwem. Łatwiej rozdać, aniżeli zbudować. Ale zbudowanie /zainwestowanie/ służy przez wiele lat. To, co rozdane /skonsumowane/ bezpowrotnie znika, a problemy pozostają. Ciągle te same. Pozostają, bo “brakuje środków”. Dlaczego brakuje? Ponieważ środki “wyszły” na transfery socjalne i niewiele bądź nic nie zostało. Także dlatego, że pomijane są prawa rynku. Jeżeli decyzje administracyjne i rozmaite rekompensaty zastępują zastępują rynek, to nic dobrego dla obywateli wyniknąć nie może.
P.S. Patrz niektóre wcześniejsze wpisy: Turbokapitalizm, Turbointerwencjonizm, Dwie opcje, Liberalizm finansjery, Liberalizm klasyczny, Rekompensaty.
Leave a Reply