Prezydenckie manewry

Wybory coraz bliżej. Pojawiają się i jeszcze pojawią rozmaici kandydaci. Z rozmaitych powodów będą pragnęli zaistnieć, chociaż ich szanse wyboru na Prezydenta Polski są praktycznie żadne. Decydujący bój rozstrzygnie się pomiędzy kandydatami PO i PiS. Tymczasem żadna ze stron nie dokonała finalnego rozstrzygnięcia. Łatwiej z PO. Albo Prezydent Warszawy, albo Minister Spraw Zagranicznych. Trudniej w PiS. Potencjalnych kandydatów trudno zliczyć. Miały być prawybory, ale ostatecznie z nich zrezygnowano. Wszystko po staremu. Zadecyduje Prezes i po herbacie. W sensie sposobu podejmowania decyzji podobna sytuacja będzie miała miejsce w PO. Wszak najwięcej do powiedzenia ma jej aktualny lider. Czas szybko biegnie, ale rozstrzygnięcia nie widać. Trwają ustawiczne manewry potencjalnych kandydatów. I tu, i tam, zderzają się racje i interesy. Wśród elit partyjnych panuje powszechna zgoda: trzeba wybrać kandydata, na którego w razie zwycięstwa będzie można liczyć. Nic nie daje obstawianie kogoś, kto przegra. Nie będzie potem większego, osobistego pożytku. Nie dziwi zatem wydłużanie się czasu podjęcia finalnej decyzji. Kto wygra swoją szansę na sukces? Kto uzyska nominację? Nieco żartobliwie sprawę ujmując, jest jeszcze jedna możliwość. Finalnymi kandydatami mogliby zostać główni rozgrywający, czyli ci sami od blisko 20 lat. To byłby prawdziwy hit. Prezes kontra Premier. Albo jeden, albo drugi. Wóz albo przewóz. Zapadłoby finalne rozstrzygnięcie. Tak długo się kłócili, spierali, do muru dociskali. Niech by stanęli twarzą w twarz jako kandydaci na Najwyższy Urząd w Polsce i poddali się powszechnej ocenie wyborców. Wysoka frekwencja murowana. Demokracja by zatryumfowała. Zapadłby ostateczny werdykt. Jeden wygrywa, drugi przegrywa. Sytuacja polityczna znacznie by się oczyściła. Przejrzystość to bardzo przydatna cecha. Nie wydaje się jednak, by wśród polityków dominowało tego rodzaju myślenie. Wolą rzeczywistość zamglić, zamotać, zamieszać, zasłonić. Uważają, że tak jest łatwiej przetrwać w zawodzie polityka. Wszak czerpią z tego dochód, niekiedy całkiem przyzwoity. Plus rozmaite, nie tylko materialne profity. Na przykład posiadanie władzy. Dla wielu to wartość największa, cel życia, osobistej satysfakcji. Możliwość rządzenia, decydowania, dysponowania, odgrywania roli twórcy bądź współtwórcy rzeczywistości, kreatora losu innych ludzi. To ich cieszy, sprawia satysfakcję, jest impulsem do trwania w polityce. Do końca, dopóki się tylko da.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*

Blue Captcha Image Refresh

*