Czas płynie. Migrantka znacznie urosła i po raz pierwszy odwiedza rodzinne strony. Patrzy ciekawie. Uśmiecha się i jest zadowolona. Bardzo dobrze rokuje. Przede wszystkim trzeźwo myśli. Analizuje i porównuje. Jeszcze za wcześnie na jej ostateczną decyzję, ale z bezpośredniej komunikacji wynika, że młoda migrantka ma silne argumenty na rzecz powrotu do Polski. Standard i zadowolenie z życia, szanse zawodowe, wzorce kulturowe, bezpieczeństwo egzystencji, własne mieszkanie – to argumenty, które intensywnie rozważa. Już wie, że nie wszystko, co „zachodnie”, to się „świeci”. Pod wielu względami łatwiej w rodzinnym kraju. Bez względu na to, czy jest lepiej lub gorzej zarządzany. Jest się u siebie. Młoda migrantka zdaje sobie sprawę, że jak wróci, będzie miała szansę na budowę własnej przyszłości. W kraju nowego osiedlenia zawsze będzie li tylko przybyszem, migrantem, który musi gigantycznym trudem dobijać się do poziomu życia i praw miejscowych. W ojczystym domu łatwiej. W połowie okresu odwiedzin zakomunikowała, że jeśli rozpoznanie warszawskiej rzeczywistości będzie nadal tak pozytywne, to będzie wywierać presję na swoje bezpośrednie otoczenie. Jest zauroczona pięknem zieleni i błękitem stawów widocznych z jej okna. Urokiem i wyposażeniem placów zabaw. Bliskością lasu i stacji metra. Londyńskie bruki to inny, niższy poziom estetyki miasta. W Warszawie żyje się piękniej. Pod parasolem uroku codzienności i własnej historii. Z szansą na swobodniejsze, mądrzejsze i zasobniejsze życie.
P.S. Patrz poprzednie wpisy: Migracyjna decyzja, Migracyjny wyjazd, Emilia Sara, Miesięcznica, Londyński tydzień, Londyńska majówka.
Leave a Reply