Pojawiła się w komisji sejmowej kolejna propozycja rewolucji podatkowej. Kolejna, bo pamiętamy niedawne dyskusje nad inną wersją zmieniającą system danin publicznych – tzw. podatku jednolitego. Wówczas wydawało się, że jego realizacja jest bliska. Nic z tego nie wyszło. Aktualna propozycja jest dalej idąca, w większym stopniu zmieniłaby system podatkowy w Polsce. Likwidacja PIT, CIT, składek na NFZ, ZUS, Fundusz Pracy oraz Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Główne idee przewodnie: uszczelnienie systemu podatkowego, obniżenie pozapłacowych kosztów pracy, wzrost wynagrodzeń netto dla pracowników o 22%. Wszystko za sprawą pojawienia się innego obciążenia, w postaci powszechnie płaconego przez pracodawców podatku przychodowego. Innymi słowy: likwidacja podatków bezpośrednich /PIT, CIT/ oraz rozmaitych istniejących kosztów pozapłacowych. Pojawienie się kolejnego, po VAT, powszechnego podatku pośredniego. Zbliżona formuła działała w poprzednim, tzw. socjalistycznym systemie. Funkcjonował podatek obrotowy i od funduszu płac. Od lat 60-tych XX wieku odchodzono jednak w świecie od podatków obrotowych na rzecz VAT. Uchodziło to za standard nowoczesności. Jednoczesne działanie dwóch podatków pośrednich, które stanowiłyby o wielkości przychodów budżetowych to niewątpliwie oryginalne rozwiązanie, które jest co najmniej kontrowersyjne. Pozytywną stroną propozycji komisji sejmowej jest niejako „przy okazji” ujednolicenie stawki VAT /16,25%/ w miejsce wielu, aktualnie obowiązujących. Zapewne także idea zapowiadanej prostoty zasługuje na uwagę. Co najmniej wątpliwość budzi natomiast zapowiedź, że budżet nie straci, a pracodawcy i pracobiorcy zyskają. Wszak od zawsze wiadomo, że nie ma tzw. darmowych obiadów. Wzrost wynagrodzeń pracowników nie bierze się z powietrza. Po prostu zakres świadczeń emerytalnych zostałby poważnie ograniczony w myśl przekonania, że w nieodległej przyszłości trzeba będzie wprowadzić system minimalnych emerytur obywatelskich w miejsce upadłego ZUS. Skoro tak, to zamiast wpłacać składki do bankruta, lepiej przekazać obywatelom. Stąd zapewne ten „darmowy obiad”. W rzeczywistości zostałby on zafundowany kosztem radykalnej zmiany systemu emerytalnego. Ten, do którego się przyzwyczailiśmy, zniknąłby.
Póki co wiodący politycy odżegnali się od tej propozycji. Wydaje się, że tego rodzaju prace powinny być prowadzone raczej poza Sejmem, gdzieś w zakątku uczelnianych instytutów. Najpierw warto wszystko porządnie przemyśleć i przygotować. Epatowanie obywateli niedopracowanymi propozycjami płynącymi z Sejmu jest niepotrzebne. Sejm to nie Instytut czy Uczelnia. Powinien być wolny od kawiarnianych dysput, które nie mają żadnych szans zaistnienia.
Patrz poprzednie wpisy: Kwota wolna, Podatkowe dylematy, Jednolita danina, Jednolity porzucony.
Leave a Reply