Gorączka związana z OFE. Oczywiste przyczyny. Rosnąca dziura budżetowa 2013r przenosi się na dług publiczny i parzy. Decydenci natrafili na barierę prawną /50% próg zadłużenia/ i muszą ją znieść. Konieczność. Jakoś tak wyszło. Ktoś coś wcześniej zaniedbał. Nie przewidział. Nie uporządkował. Ale zniesienie prawnej bariery blokującej powiększenie zadłużenia załatwia sprawę jedynie w bieżącym roku. Lekarstwem w 2014 i następnych latach mają być środki obywateli zgromadzone w OFE, których jest ok. 280 mld zł, w tym ok. 120 mld zł to obligacje skarbowe. Trzeba coś uczynić, by OFE stało się bardziej budżetowe. Jeden z wariantów „naprawy” OFE polega na umorzeniu obligacji. Dałoby to jednorazowy efekt zejścia z zadłużenia publicznego w relacji do PKB do poziomu ok. 45%. Wytworzyłaby się bezpieczna z punktu widzenia zapisów ustawowych przestrzeń zadłużeniowa, nie trzeba by aż tak mocno „zaciskać pasa”. Na chwilę /może 2-3 lata/ nie byłoby konieczności zniesienia kolejnej z barier /55%/ limitujących wzrost zadłużenia. Państwo jakoś nie potrafi inaczej funkcjonować. Wykorzystanie na bieżące cele środków OFE dotyczy jednak konkretnych ludzi. Otwartych jest ok. 16 mln kont. Rozstrzygnięcie będzie bardzo ważne w perspektywie nadchodzących, być może nie łatwych ekonomicznie lat. Tak czy inaczej przeprowadzona zostanie w jakieś formie zamiana rzeczywistych pieniędzy na księgowe zapisy w ZUS.
Dlaczego dopiero teraz tak gwałtownie zwrócono się w stronę OFE? Wydaje się, że brakuje pomysłów na dalsze radzenie sobie z zadłużeniem państwa. Dotychczas wykorzystywano różne sposoby. Pierwszy – odmienna metodologia liczenia długu odbiegająca od standardów UE. Drugi – przesuwanie wydatków poza budżet /Krajowy Fundusz Drogowy/. Trzeci – ograniczanie wydatków inwestycyjnych. Czwarty – maksymalizowanie dywidendy ze spółek Skarbu Państwa. Piąty – wykorzystywanie środków z Funduszu Rezerwy Demograficznej /pomyślanego jako zasób na przyszłość, zabezpieczenie na gorsze czasy/. Szósty – podniesienie stawki VAT do 23% /miało być przejściowo/. Siódmy – zamiast dotacji budżetu do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych decydowano się uzupełniać braki pożyczkami rynkowymi. Tego rodzaju przedsięwzięcia, które nie wyczerpują pełnej listy pomysłów, aktualnie nie wystarczają. Stąd radykalniejszy zwrot ku OFE. Nie chodzi w tym przypadku o to, czy OFE są trafionym pomysłem, czy nie do końca. Chodzi o zgromadzoną, realną kasę. W przypadku całkowitej likwidacji byłyby jeszcze środki ulokowane na giełdzie – ok. 111 mld zł oraz w tzw. obligacjach korporacyjnych – ok. 30 mld zł. OFE należy do bardzo poważnego inwestora giełdowego. Zaangażowane środki to ok. 20% kapitalizacji giełdy. W sumie – łakomy kąsek. Możliwość negatywnego wpływu na rynek kapitałowy – drobiazg. Najwyżej ceny spadną. Może akcje są relatywnie za drogie w porównaniu z innymi rynkami? Jak cena spadnie, to kupią inwestorzy zagraniczni i wypełnią lukę. Tak, jak dzieje się to z obligacjami skarbu państwa, których coraz większa część jest lokowana poza krajem. Co to oznacza z punktu widzenia bezpieczeństwa finansowego kraju w przypadku rozchwiania rynków bądź przygotowanego, spekulacyjnego ataku? Strach myśleć.
Przejęcie w jakieś formie chociażby części środków zgromadzonych w OFE pozwala na dalsze trwanie w letargu reformatorskim. Po co brać się za działania, które mogą się nie podobać takim czy innym grupom obywateli? Po co się trudzić obniżaniem długu publicznego w inny sposób? Dominuje paradygmat kosztu politycznego reform. Strach przed działaniem. Przed wizją niezadowolenia wybranych grup interesów. Przed możliwą utratą kontroli i koniecznością oddania władzy. Żeby tylko nie wypaść. To przeraża i poraża. Jakby bycie w polityce pochodziło z trwałego, dożywotniego namaszczenia. Tymczasem polityka to coś więcej. To trwała odpowiedzialność wobec wyborców i interesów państwa.
Leave a Reply